Po sensacyjnym weekendzie w Miami, gdzie Red Bull po raz pierwszy od dawna został pokonany w zwykłych warunkach wyścigowych, rywalizacja na torze Imola ściąga na siebie dużą uwagę. Ferrari, Mercedes oraz Red Bull przywieźli ze sobą znaczne pakiety poprawek. McLaren uczynił to już w Miami, a więc wyścig na Imoli będzie wyznacznikiem, czy brak zwycięstwa Maxa Verstappena w USA to jednorazowy incydent, czy początek końca epoki jednoznacznej i pełnej dominacji czerwonych byków.

Holender zmagał się ze swoim samochodem w obu piątkowych sesjach treningowych, wielokrotnie wypadając z toru na pobocze, narzekając przy tym przez radio na zły balans i problemy z przyczepnością przedniej osi.

„Trudny dzień. Po prostu trudno było uzyskać dobrą równowagę i nie czułem się komfortowo w samochodzie” – przyznał Max Verstappen.

„Bardzo łatwo jest stracić kontrolę nad samochodem, więc musimy przyjrzeć się kilku rzeczom, ponieważ dzisiaj było po prostu źle i niezbyt komfortowo”.

W pierwszej treningu Holender zakończył przygotowania na piątej pozycji, tracąc niewiele do swojego zespołowego kolegi oraz 0. 250 sekundy do Charlesa Leclerca. W drugiej sesji, pomimo pozornej poprawy balansu, Verstappen znacznie tracił w drugim sektorze, pełnym szybkich zakrętów, kończąc jazdy na siódmej pozycji, tym razem ze stratą aż 0.541 sekundy do Charlesa Leclerca, który po raz drugi ustanowił najlepszy czas. Średnie tempo wyścigowe Red Bulla na dłuższych przejazdach także odstawało od tego zaprezentowanego przez Ferrari i McLarena.

„Również na dłuższą metę było naprawdę źle, więc zdecydowanie musimy poprawić kilka rzeczy, jeśli chcemy jutro być konkurencyjni. Dzisiaj [w piątek] po prostu znacznie straciliśmy tempo, które musimy naprawić” – dodał Verstappen.

„Myślę, że [jutro] nie może być gorzej niż to, co mieliśmy dzisiaj, prawda? Przyjrzymy się kilku rzeczom, które jutro możemy zrobić lepiej. Wygląda na to, że inni zrobili krok do przodu, a z naszej strony był to po prostu zły dzień”.