Historia dzieje się na naszych oczach
Czy się to komuś podoba, czy nie, Lewis Hamilton należy do największych w historii Formuły 1. Może i miał sporo szczęścia, może wszedł do królowej sportów motorowych jako złote dziecko, któremu sędziowie pobłażali, ale siedem mistrzowskich tytułów nie zdobywa się tak łatwo. Ba, odniósł aż rekordowe 105 triumfów w przeciągu osiemnastu sezonów – na taki wyczyn stać tylko wybitnych. Nic więc dziwnego, że jest to największa gwiazda padoku, choć co prawda trochę przyćmiona ostatnimi sukcesami Maxa Verstappena.
Nie skupiamy się teraz jednak na Holendrze, obecnie na ustach wszystkich fanów Formuły 1 jest tylko jeden – Lewis Hamilton debiutujący w Ferrari. Jedna legenda łączy się z inną. Takie połączenie sprzedaje się praktycznie samo, ono zupełnie nie potrzebuje marketingu. A jednak, pracownicy zajmujący mediami społecznościowym włoskiej ekipy wykonują świetną robotę. Tego potrzebowali, tak samo, jak i Formuła 1. Wielkie wydarzenie, o którym się mówi i będzie mówić jeszcze długo.
To dla stajni z Maranello też powiew świeżości, a jednocześnie spełnienie marzeń – po raz drugi w historii to właśnie ich barwy reprezentować będzie siedmiokrotny mistrz świata. Poprzednim razem jednak nie udało się, by ten kierowca – Michael Schumacher – wywalczył ósmy tytuł mistrzowski. Teraz może będzie inaczej, na co liczy nie tylko Ferrari, ale i Lewis Hamilton. Brytyjczyk na pewno nie zrobiłby takiego kroku, gdyby w to nie wierzył. Choć z drugiej strony jazda samochodem z czarnym koniem jest marzeniem każdego kierowcy wyścigowego, nawet jeśli może nie być to obecnie najszybsze auto w stawce, a sam już też jest poza swoim szczytem.

Wygra czy nie?
Nie oszukujmy się, Lewis Hamilton to nie jest młody, perspektywiczny kierowca. To doświadczony 40-latek, który rozpocznie w tym roku swój dziewiętnasty sezon w Formule 1. Swoje najlepsze lata z pewnością ma za sobą, ale wciąż jest świetnym kierowcą, który mając dobrą maszynę, jest w stanie odnosić największe triumfy. Instynkt zwycięzcy wciąż ma, bo gdyby go nie miał, pewnie odchodziłby już na sportową emeryturę.
Teraz zaczyna jednak swoją przygodę z zespołem Scuderia Ferrari, najbardziej utytułowaną ekipą w historii Formuły 1 i jedyną, która jest jej częścią od pierwszego sezonu mistrzostw. Nic więc dziwnego, że wszystkie oczy zwrócone są ku Lewisowi. Na ten moment liczby generowane w mediach społecznościowych są niebotyczne, a szum, jaki wywołał Brytyjczyk swoimi pierwszymi chwilami w Ferrari, jest niewyobrażalny. Pytanie tylko, czy nie jest to trochę na wyrost.
Ileż już było takich głośnych transferów. Wróćmy chociażby do lat 90. Alain Prost miał już dość startów z Ayrtonem Senną w barwach McLarena, więc związał się z Ferrari. Ówczesny trzykrotny mistrz świata miał wielkie oczekiwania, tak samo, jak i stajnia z Maranello. Wszyscy jednak wiemy, jak to się skończyło. Po dwóch sezonach i drugim oraz piątym miejscu w klasyfikacji generalnej zakończył swoją przygodę zarówno z ekipą, jak i Formułą 1. Co prawda po roku wrócił do sportu i wygrał czwarty tytuł w barwach Williamsa, ale jego związek z Ferrari z pewnością nie należał do udanych.
Również i w nowszej historii mamy do czynienia z wielkimi Formuły 1, którzy jednak w Ferrari nie wywalczyli tego, czego chcieli – mowa oczywiście o Fernando Alonso i Sebastianie Vettelu. Obaj mieli szanse na tytuły mistrzowskie, ale niestety tutaj rozczarowaniem była sama stajnia z Maranello, która borykała się z różnymi problemami, w tym z ich osławioną grande strategia.
Jak będzie w przypadku Lewisa Hamiltona? Wydaje się, że Ferrari jest na ścieżce wznoszącej. Sezon 2024 był naprawdę bardzo dobry w ich wykonaniu, widać, że Frederic Vasseur jest właściwą osobą na stanowisku szefa zespołu. Już nawet strategicznie było zdecydowanie lepiej niż w latach poprzednich. Możemy być więc zatem pewni, że w 2025 roku włoska ekipa będzie konkurencyjna i raczej też tak może być w kolejnym sezonie, w którym w życie wejdą nowe regulacje techniczne.
Tym samym Lewis Hamilton ma na pewno podwaliny pod to, by odnosić triumfy. Co więcej, już jego pierwsze wrażenie z jazdy modelem SF-23, która odbyła się 22 stycznia na torze Fiorano, były bardzo pozytywne.

„Miałem wystarczająco szczęścia, by w swojej karierze doświadczyć wielu pierwszych razów – począwszy od pierwszego testu, poprzez pierwszy wyścig, podium, zwycięstwo i tytuł mistrzowski. Nie byłem więc pewny, jak wiele pierwszych razów będę jeszcze miał. Jednak prowadzenie samochodu Scuderia Ferrari po raz pierwszy tego ranka było jednym z najlepszych uczuć w moim życiu” – przyznał Lewis Hamilton.
„Kiedy uruchomiłem samochód i przejechałem przez drzwi garażu, na mojej twarzy pojawił się największy uśmiech. Przypomniało mi to, gdy po raz pierwszy testowałem samochód Formuły 1. Był to tak ekscytujący i wyjątkowy moment, a teraz jestem tutaj, prawie 20 lat później, czując te wszystkie emocje od nowa”.
„Wiedziałem już z zewnątrz, jak pełna pasji jest rodzina Ferrari, od wszystkich w zespole aż po Tifosi! Jednak obserwowanie tego na własne oczy jako kierowca Ferrari było niesamowicie inspirujące. Ta pasja płynie w ich żyłach i nie można się powstrzymać od czerpania z niej energii. Jestem bardzo wdzięczny za miłość, jaką poczułem w tym tygodniu od wszystkich w Maranello. Mamy wiele pracy do zrobienie, ale nie mogę się doczekać, aby zacząć”.
W tych słowach Hamiltona czuć radość i powiew świeżości. Od momentu przegrania tytułu w 2021 roku było widać, że Brytyjczyk nie jest na tyle zadowolony z Mercedesa, czego apogeum nastąpiło w minionym sezonie. Teraz jednak czuć zmianę i wydaje się, że z optymizmem trzeba patrzeć na poczynania siedmiokrotnego mistrza świata w barwach Ferrari. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że wygra w tym roku więcej niż jeden wyścig.

Charles Leclerc – rywal czy kolega zespołowy
Niewątpliwie od 2019 roku gwiazdą Ferrari jest Charles Leclerc. Młody Monakijczyk obdarzony jest wielkim talentem i ogromną mobilizacją do triumfów. Ponadto jego pracowitość i charakter sprawiły, że jest lubiany przez pracowników stajni z Maranello, jak i Tifosi. Teraz jednak u jego boku pojawia się Lewis Hamilton – zdecydowanie bardziej utytułowany kierowca, wciąż jeżdżąca legenda tego sportu. Czy więc czekają nas spięcia?
Na ten moment wydaje się, że Lewis będzie chciał zaadaptować się w ekipie, poczuć ten klimat, zrozumieć nowy samochód i poznać metodykę pracy w zespole. Nie jest już młodym gniewnym, który szybko się zdenerwuje, tupnie przysłowiową nóżką, a wszyscy będę mu podporządkowani. Na ten moment więc to numerem jeden w ekipie powinien być Charles Leclerc.
Jednakże, jak już wspomniane było to wcześniej, Lewis wciąż jest mocno zmotywowany i dzięki temu z pewnością będzie ciężko pracować. Jeśli więc tylko otworzy się możliwość do zwycięstwa w wyścigu, a nawet i cień szansy na triumf w mistrzostwach, on z pewnością da z siebie wszystko. Biorąc też pod uwagę, że Hamilton jest kierowcą zespołowym – tak, pokazał to nie raz w ostatnich latach – nie powinniśmy być świadkami jakichś nieporozumień pomiędzy nim a Charlesem Leclerkiem. Ferrari, nauczone też sytuacjami z przeszłości, w razie potrzeby powinno też odpowiednio zareagować.
Podsumowując, wszystkie ekipy powinny czuć respekt, bo na papierze duet Hamilton – Leclerc jest najmocniejszym w całym padoku. I coś mi mówi intuicja, że również tak będzie na torze, nawet jeśli osobiście nie jestem fanem Brytyjczyka. Jedno jest też pewne, czekają nas spore emocje już od samego początku sezonu.
