Wina, w moim przekonaniu jest całkowicie po stronie Alonso. Nie doszłoby do wypadku, gdyby mocno niestandardowe, nieprzewidywalne i ewidentnie celowe działanie Hiszpana nie miało miejsca. Podobnego zdania byli sędziowie, nakładając karę, ale… trochę to dyskusyjne. Skoro Fernando ponosi odpowiedzialność, to dlaczego efektem jego działań jest wyeliminowanie George’a plus zniszczony bolid, a Alonso, po nałożeniu kary i tak zostaje z jakimś dorobkiem punktowym? Rozumiem sędziów i nie mam na myśli ich krytykować. Są bowiem konkretne wytyczne i ramy do stosowania kar. Zwracam jedynie uwagę na pewien mankament regulaminowy, a sprawa w moim przekonaniu jest ważna, ponieważ takie zachowania są mocno niebezpieczne i należałoby je wyeliminować.
Trochę paradoksalnie Fernando Alonso jest bardzo inteligentnym kierowcą. To postrzeganie go jako wyścigowego lisa ma swoje źródło nie tylko w ogromnym doświadczeniu, czy szybkości, ale właśnie w wyjątkowej inteligencji, naturalnej umiejętności błyskawicznej oceny sytuacji, dostosowania strategii, aplikacji ad hoc taktyki obronnej itd. Problem jedynie w tym, że inteligencja, tak w wyścigach, jak i w życiu może być wykorzystywana do celów pozytywnych, jak i tych mniej nobliwych. W gruncie rzeczy ma charakter broni i właśnie taka broń została w Melbourne użyta przeciw Russellowi.
Są czasem pewne dziwne zachowania kierowców, które mają potencjał do stania się niebezpiecznym trendem. Właśnie z tego względu piszę, że Fernando powinien być w tym wypadku ukarany wręcz trochę na wyrost. Właśnie po to, aby ukrócić tego typu tendencje. Przypomnijmy sobie na chwilę nie tak dawny przecież okres pierwszych startów Verstappena w Red Bullu. To Max był wtedy prekursorem (również niezbyt pozytywnym) specyficznej, wyniesionej z kartingu taktyki obronnej. Polegała ona na krótkiej, niespodziewanej zmianie kierunku tuż przed momentem hamowania. Jakiż został wtedy podjęty raban. Niemal wszystkie wyścigowe autorytety, na czele z Vettelem mówiły o skrajnie nieodpowiedzialnym sposobie jazdy, o eskalacji ryzyka, o braku wyobraźni, o egoistycznym wykorzystaniu luki w przepisach z jednoczesną ignorancją bezpieczeństwa. Nie trzeba było długo czekać, aby odpowiednie modyfikacje prawne stały się faktem i teraz kierowcy próbujący manewru wyprzedzania notorycznie wręcz informują drogą radiową swoje teamy, a de facto sędziów o „moving under braking”.
Czy casus Alonso – Russell jest w sensie bezpieczeństwa inny, mniej znaczący? Moim zdaniem nie. Po pierwsze miało to miejsce w bardzo szybkim sektorze, co samo w sobie zwiększa ryzyko. Po drugie, zgodnie z telemetrią tamten zakręt był „flat”, a więc bez odpuszczenia gazu. Fernando jednak, w sposób całkowicie nieprzewidywalny „zdjął” 37 km/h, hamując absurdalnie również w środku zakrętu. Po trzecie wreszcie widoczność w tym miejscu nie jest zbyt dobra, co w połączeniu z prędkością stanowiło ogromne zagrożenie dla Russella, którego bolid pozostawał na środku toru, właśnie za zakrętem.
Pytanie podstawowe. Czy chcemy aktywnej, wyrównanej i bliskiej walki kierowców? Jeśli tak, to przepisy powinny taką rywalizację promować, a zawodnicy jednocześnie mieć pewność, że nie spotka ich cios poniżej pasa ze strony rywala. Właśnie na tym specyficznym zaufaniu między kierowcami, założeniu pt. „wiem, że on nic głupiego nie zrobi” powinna się opierać ostra rywalizacja. I w wielu aspektach tak jest. Przykładem niech będzie choćby konieczność „zostawiania miejsca” dla oponenta. Najwyraźniej jednak Alonso znalazł nową, „szarą” strefę.