Przyszła generacja nowych silników została zaprojektowana w taki sposób, żeby zmniejszyć koszty produkcji i próg wejścia dla nowych dostawców. Głównymi kandydatami były wówczas dwie niemieckie marki – Audi oraz Porsche. Audi toczyło rozmowy z Sauberem, ostatecznie wykupując znaczną ilość udziałów w stajni. Porsche natomiast pozostawało w kontakcie z Red Bullem.
Chociaż oficjalne ogłoszenie miało być tylko kwestią czasu, sprawa przedłużała się. Porsche w swoich warunkach stawiało między innymi warunek opcji nabycia udziałów w stajni czerwonych byków, w podobny sposób jak uczyniło to Audi z Sauberem. Brytyjska stajnia zdecydowanie się jednak temu sprzeciwiała, chcąc zachować pełną niezależność. Negocjacje nie zakończyły się sukcesem. Red Bull podpisał natomiast później umowę z Fordem.
Porsche wciąż postrzegało jednak nowe regulacje jako szansę, a Formułę 1 jako „atrakcyjne środowisko”. Stanowisko firmy zmieniło się jednak po braku sukcesów w nawiązaniu współpracy z którąkolwiek ze stajni.
„To już nie wchodzi w grę: w tej chwili F1 nie jest dla nas celem i nie poświęcamy na to żadnej energii” – wyjaśnił Laudenbach z Porsche. „Skupiamy się tylko na tym, co robimy teraz, a jeśli się nad tym zastanowić, mamy wiele różnych zajęć: jesteśmy zajęci i niezwykle zadowoleni z tego, co robimy”.
„Zajmujemy się wyścigami od GT4 po GT [w GT3]. Poza tym ścigamy się w dwóch najważniejszych seriach wyścigów wytrzymałościowych [WEC] z naszym partnerem Penske. Ponieważ elektryfikacja naszej marki jest bardzo ważna, to nasze zaangażowanie w Formułę E, która jest jedyną w pełni elektryczną serią, jest na wysokim poziomie”.
„Myślę, że jesteśmy w naprawdę dobrej pozycji” – podkreślił Laudenbach.
Firma przyznaje także, że nie ma intencji, by dołączyć do amerykańskiej serii IndyCar. Po aktualnych doniesieniach i obłożeniu Formuły 1 przez dołączającą do niego konkurencję (Ford, General Motors, Audi) dołączenie Porsche do sportu w ciągu najbliższych lat jest mało prawdopodobne.