Helmut Marko od lat odgrywa kluczową rolę w stajni czerwonych byków w roli doradcy oraz znany jest ze swoich częstych i uszczypliwych uwag. Po Grand Prix Włoch na Monzy media obiegła wypowiedź Marko, który stwierdził, że meksykański kierowca stajni „pochodzi z Ameryki Południowej i po prostu nie jest tak całkowicie skupiony [na jeździe]”, jak Max Verstappen.
Po tym, jak wypowiedź wywołała duże kontrowersje, Austriak przeprosił zarówno publicznie i samego Pereza osobiście. Także szef stajni zaznaczył, że słowa Marko były niestosowne.
„Nie jest pracownikiem Red Bull Racing, więc dlatego nie wydaliśmy oświadczenia [jako Red Bull]” – powiedział Horner.
„Jest częścią szerszej grupy Red Bull, a grupa przeprosiła za pośrednictwem kanału Servus TV”.
Do sprawy zaangażowała się także Międzynarodowa Federacja Samochodowa, która na podstawie artykułu 1.2 Kodeksu Etyki FIA wystosowała następujące oświadczenie:
„Nie może być dyskryminacji pomiędzy uczestnikami działań FIA ze względu na rasę, kolor skóry, płeć, orientację seksualną, pochodzenie etniczne lub społeczne, język, religię, poglądy filozoficzne lub polityczne, sytuację rodzinną lub niepełnosprawność”.
Marko oprócz ostrzeżenia ze strony FIA spotkał się także z dużą falą krytyki w mediach oraz od innych osób związanych z Formułą 1, do której szczególnie przyczyniło się brak oficjalnego potępienia słów przez Red Bulla.
„Nie chodzi tylko o to, co zostało powiedziane, ale chodzi o sposób myślenia, że możesz nawet myśleć w ten sposób” – zaznaczył szef Mercedesa, Toto Wolff.
„Nie ma na to miejsca w Formule 1. Nie jest to coś, co powinno być powiedziane w przeszłości, a już na pewno nie teraz. W przyszłości wszyscy wiemy, że potrzebujemy większej różnorodności w Formule 1 i większego włączenia, a zespoły robią wszystko, co w ich mocy, aby stworzyć środowisko, w którym jest to możliwe”.
„Oczywiście takie stwierdzenia nie rzucają takiego światła na Formułę 1, na jakie zasługuje” – podsumował szef Mercedesa.